Pokonywanie własnych słabości...

08 marca

Jestem kobietą. Jestem pełnoetatową mamą. Jestem żoną. No dobra nazwijmy rzecz po imieniu - jestem kurą domową. Moje rozrywki to pranie, gotowanie, sprzątanie, prasowanie, opieka nad dzieckiem. I nie jest mi z tym źle, bo sama zdecydowałam się na takie rozwiązanie. Nie wyobrażałam sobie tego, że obca osoba zajmuje się moim dzieckiem. Nie ma nic lepszego dla matki jak codzienne podpatrywanie jak dziecko się rozwija, jak poznaje nowe słowa, robi postępy we wszystkim. Wszystkie wymienione rozrywki są do pogodzenia! ZAWSZE znajdzie się czas na zabawę z dzieckiem, a jeszcze lepiej kiedy dziecko tak jak Madzia chce we wszystkim pomagać! Uwierzcie mi odkąd Madzia nauczyła się włączać pralkę (oczywiście przy mojej obecności) ja jej nie włączam! Nie wybieram programu, obrotów czy temperatury.

Jak radzić sobie z szarą rzeczywistością żeby nie zwariować? 


Każda kura domowa ma swój sposób: zakupy, siłownia, spacer, dobra książka, drink z przyjaciółką. Mój sposób to bieganie. Nie nazwę siebie biegaczem, bo to by była obraza dla ludzi, którzy pokonują tysiące kilometrów rocznie. Jestem osobą, która jak tylko ma ochotę, wolną chwilę czy po prostu chce wyjść z domu żeby nie ogłupieć od tego co ugotować jutro albo jakie pranie wstawić wychodzi i biega.

Biegam od roku, bez szału. Pierwszy bieg 1,89 km. Dla mnie sukces, że w ogóle dałam radę. Każdy bieg to dla mnie wyczyn, bo nigdy nie zaliczałam się do osób aktywnych. Nie czułam takiej potrzeby. Ale gdy przybyło mi trochę kilogramów tu i ówdzie postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym. Może nie ma w tym nic szczególnego, ale dla mnie naprawdę każdy pokonany kilometr to jak przebiegnięcie maratonu. Po pierwszym biegu kiedy zobaczyłam, że naprawdę daję radę, chciałam przebiec 3 km. Udało się! Czas podnieść poprzeczkę - 5 km. Nie wyobrażacie sobie jaka byłam szczęśliwa kiedy pokonałam swoje pierwsze 5 km. Ja! - królowa sofy i 5 km za mną :) Wczoraj rozpoczęłam kolejny sezon. 3,12 km może bez fajerwerków, ale był to pierwszy bieg po dłuższej przerwie :) Pomyślicie cieszy się jak małolat kiedy dostanie 20 zł ale ja naprawdę jestem dumna z siebie, że zdobyłam się na odwagę i walczę sama ze sobą!

Teraz marzy mi się 10 km ale wiem, że to jeszcze daleka droga, daleka ale realna :) 

Nie ważny jest czas w jakim pokonuje się dystans. Ważne jest to, że pokonujemy własne słabości, nabieramy siły i wiemy, że damy radę. Małe sukcesy prowadzą do osiągania celu. Bieganie to nie tylko pot, zmęczenie czy ból ale przede wszystkim radość i uczucie spełnienia.

O przypływie endorfin już nie wspomnę ;)

Zobacz również

1 komentarze

  1. Gratulacje!:) Pamiętam moje początki, też było ciężko. zastanawiałam się kurcze, czy kiedyś będzie mi to sprawiało przyjemność... A teraz nie mogę się doczekac tego momentu w ciągu dnia kiedy idę biegać :D Uwielbiam tą energię, radość i tego porządnego kopa do dalszego działania, które daje bieganie ;) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Pisząc komentarz na blogu wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych.

Facebook

Instagram